ZAMARŁA TURNIA. A mowa tu o jej południowej ścianie, do 1910 r uważana była za nie możliwą do zdobycia... Po stu latach jednak "sporo" się zmieniło :) Na chwilę obecną, na południowej ścianie Zamarłej Turni, jest mnóstwo dróg o zróżnicowanym stopniu trudności.
Po traumatycznych przygodach w Alpach (Hollental), obiecałem sobie przynajmniej miesiąc odpoczynku od wspinania. Miałem dość i na samą myśl o górach i skałach robiło mi się niedobrze. Wytrzymałem aż TYDZIEŃ :). Za namową Zbycha (nawet nie musiał mnie specjalnie przekonywać :) ), wybraliśmy się w Tatry, celem zgwałcenia Naszej popularnej ściany. Co do wyboru drogi, zwlekaliśmy do samego dotarcia pod Zamarłą Turnie. Szczerze mówiąc, od dawna chciałem zrobić Drogę Klasyczną (o wycenie V). Obiecywałem sobie, że moją pierwszą drogą na tej ścianie, będzie właśnie ona. Jednak, po analizie topografii innych dróg, wybraliśmy Drogę Motyki o wycenie V-, 4 wyciągi, 120m.
Pogoda tego dnia po prostu nas rozpieszczała, co raczej nie należy do standardu w Tatrach. Standardem jest tzw "dupówa" :) . Na niebie czysto, bez najmniejszej chmurki. Temperatura na dole idealna do rozpoczęcia aktu gwałtu na granicie! Jeśli chodzi o temperaturę tego dnia, dodam jeszcze że, gdy słońce oprze się na południowej ścianie, a przysłowiowy Kowalski (ten wspinający się), ma na sobie "naubierane", może się nieźle podpiec :) . Urabiamy więc ze Zbychem 4 wyciągi Motykowych wspaniałości, niczym podsmażane skwarki :). Dwa kluczowe (za V-) wyciągi na tej drodze, przypadają mi w udziale. Piękne, piątkowe wspinanie! Na szczególną pochwałę zasługuje pierwszy wyciąg, prowadzący przepięknym zacięciem.
Po zameldowaniu się na szczycie, robimy krótki popas i podejmujemy decyzję o zejściu i powrocie. Planowo mieliśmy zrobić przynajmniej 2 drogi tego dnia, ale ze względu na moją upadłą kondycję, po Alpejskich zmaganiach, wracamy do domu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz