Łączna liczba wyświetleń

piątek, 4 listopada 2011

"Taka Słowacka Zamarła Turnia..."





Batyżowiecki Szczyt (2448m n. p. m.)- Szczyt leżący w Grani Głównej Tatr Wysokich. Jego fantastyczna Południowa Ściana, od razu po wejściu do Doliny Batyżowieckiej, rzuca się w oczy. Batyżowiecki Szczyt leży po środku, dostojnego i sporo wyższego towarzystwa- Gerlacha (2655m) i Kończystej (2538m). Jest "lekko onieśmielony", przez swoich wyższych sąsiadów,ale jego Południowa, 300 metrowa Ściana i tak robi wrażenie i budzi respekt.
Podczas wrześniowej wycieczki na Gerlach, trudno mi oderwać oczy od "Batyża" i stwierdzam zgodnie ze Zbyszkiem, że Batyżowiecki, przypomina trochę naszą Zamarłą Turnie i jej również Południową Ścianę. Pada zdanie: "to taka Słowacka Zamarła Turnia, tylko ściana sporo wyższa :)".
Tydzień później, 2 października, chcąc wykorzystać "podobno ostatni ciepły weekend w Tatrach", wybieramy się pod nasz zaplanowany wcześniej cel. Zastanawiałem się nad kilkoma wariantami przejścia tej ściany, ostatecznie padło na "Drogę Kutty" IV+/V-, 6 długich wyciągów, około 300 m wspinania.
Po podejściu pod nasz cel, wytrzeszczamy gały i jesteśmy pod sporym wrażeniem wielkości ściany. Szczerze mówiąc, z daleka wyglądała ona nieco mniej okazale. Z bliska natomiast budziła respekt... przez duże R! W rezultacie dopada mnie tzw "kupka nerwówka" :). Szykując sprzęt i rozglądając za startem drogi, dociera do nas zespół z Czech i sympatyczna ekipa z Krakowa. Ich cel jest ten sam... To oznacza tylko jedno- Zapych!
Czesi wybierają wariant prostujący pierwsze 3 wyciągi, a ja ze Zbyszkiem uzgadniamy- z Krakowską załogą-że jako pierwsi wchodzimy w oryginalną linię Kutty, po czym oni za nami, gdy będziemy zaczynać trzeci wyciąg. Mieliśmy nadzieję że w ten sposób unikniemy zapychu. Niestety, na czwartym stanowisku spotykamy się z naszymi Czeskimi sąsiadami i musimy długo czekać, tracąc cenny czas. Zapych ten, jak się później okazało, wyszedł mi na dobre... Pokonując trudności kluczowego wyciągu, osadzam felernie camelota w szczelinie, w skutek czego, Zbyszek idąc na drugiego, nie może go wyciągnąć. Na szczęście zespół wspinający się za nami, uwalnia mój przyrząd i odzyskuję go :). Chciałbym w tym miejscu serdecznie podziękować ziomalom z KW Kraków, którzy odzyskali moją należność i oddali do rąk właściciela :), DZIĘKI! 
Po około 5 godzinach wspinaczki, wchodzimy na Grań Szczytową, urabiamy jeszcze około 70/80 m łatwego terenu i dochodzimy do końca naszej drogi. Niestety, ze względu na późną porę, decydujemy o zjazdach, wzdłuż linii naszej drogi. Wejście granią na szczyt z tego miejsca, wg przewodnika i zaczerpniętych z różnych źródeł informacji, zajmuje około 40 minut wspinania- ostrzem grani w trójkowym (III) terenie. Wejście na szczyt o tej godzinie, oznaczałoby dla nas zejście po zmroku, przy świetle czołówek, czego woleliśmy uniknąć.
Po około 2 h zjazdów, docieramy do podstawy ściany. Pakujemy szybko złom, z kanapkami w pyskach. Do zmroku zostało już niewiele i mamy poważne obawy, że damy radę zejść na sam parking przy dziennym świetle. W rezultacie, chyba bijemy rekord zejścia i dosłownie zbiegamy na parking, jeszcze "za widoku" :)
To była ostatnia droga w tym, letnim sezonie w Tatrach. To właśnie z niej jestem najbardziej zadowolony, biorąc pod uwagę wcześniejsze moje przejścia.
Teraz pozostaje czekanie na zimowe warunki... Śnieg, trzaskający mróz, dźwięk wbijanego czekana i raków w lód... Czyli to, co lubię najbardziej :) 
Korzystając z okazji ostatniego posta, dotyczącego letniego sezonu w Tatrach, chciałbym raz jeszcze podziękować załodze z KW Kraków, za odzyskanie mojego cama! Zbyszkowi K. za świetne partnerstwo liny (szykuj się na zimę :)). Krzyśkowi T, Tomkowi Ś, Kilerusowi, Szymonowi W, Tomkowi W i wielu innym, za doborowe towarzystwo  podczas różnych wyjazdów, nie koniecznie wspinaczkowych :).